Co w trawie piszczy
Opublikowano: 09-05-2013, Kategoria: Rozważania, Komentarze: 0Tagi: agrest, borówka amerykańska, cebulka dymka, cząber, czosnek niedźwiedzi, melisa, mieta, mizuna, oregano, papryka, pietruszka ozdobna, pigwowiec, pomidory, rzodkiewka, szczypiorek
Z uwagi na to, że moje dziecko stało się niezwykle ruchliwe ostatnio i nie chce wracać z ogrodu do domu, to dzisiaj kilka słów na temat tegoż ogrodu, a raczej tego, co z niego nadaje się do kuchni.
Generalnie rzecz biorąc, nasz ogród jest raczej kwiatowo-krzaczasty. Ale staramy się, aby każdego roku było w nim coś, co lubimy i co szybko rośnie, a jednocześnie ma zastosowanie w potrawach. Głupio byłoby nie wykorzystać tego kawałka ziemi. Niewielkiego, ale zawsze.
Jakiś czas temu na tapecie był czosnek niedźwiedzi. Tak uzupełniając temat oto kwitnący czosnek.
W tym momencie liście są już dość zwłókniałe i roślina służy teraz bardziej jako ozdobna niż jako potencjalny składnik dań. Niemniej można jeszcze próbować marynować i kisić.
Szczypiorek i cebula dymka przetrwały zimę i już od paru tygodni goszczą na naszym stole. Roboty z tym nie ma żadnej, a zawsze jakiś zielony dodatek do obiadu czy kanapek. Tak, że polecam.
Jeszcze do niedawna rosły tu porzeczki i brzoskwinie, ale na porzeczkę było zbyt ciemne miejsce i była po prostu niesmaczna. Natomiast brzoskwinia postanowiła zachorować i opuścić ten padół. Za to została borówka amerykańska. Ma dopiero około 4 lat, a już dobrze ponad 1 metr. Te 4 lata temu była maleńkim krzaczkiem i zanim załapaliśmy się na owoce, kosy nas wyprzedziły. W zeszłym roku obrodziła tak, że gałęzie dotykały ziemi. W tym roku przetrwała wszelkie mrozy i wygląda na to, że owoców będzie jeszcze więcej. Plusy tej rośliny – piękny kolor, ale zaskakujące niefioletowe wnętrze. Nie rozciapuje się tak, jak zwykła borówka, więc idealnie nadaje się do wszelkich wypieków lub pierogów. Ale jeśli koniecznie ktoś chce ją rozdziabać na drobne, to spokojnie można jej użyć w koktajlach mlecznych. No i przede wszystkim jest słodziutka i pyszna.
Kolejny krzew, który nigdy nas nie zawodzi, to oczywiście agrest. Też ma jednak pecha i stoi w średnio słonecznym miejscu, ale wyjątkowo nie grymasi i zawsze można liczyć na słodkie owoce.
W tym roku postanowiliśmy też, że będzie w ogrodzie kilka pomidorów. Przyznam, że nie bawił się nikt w domu w sianie, pikowanie itd. Kupne sadzonki – liczę na to, że się sprawdzą. Krzaczków jest dosłownie kilka na próbę. Jak się doczekam efektów, dam znać.
Tuż obok rosną sobie dwie papryki – jedna zielona, jedna czerwona. Zadziwiająco dobrze sprawdzają się w naszym klimacie. Parę lat temu dostałam taką papryczkę, która miała ozdabiać pokój. Żal mi się jej zrobiło i poszła do gruntu. Odwdzięczyła się, nie powiem. Trzymajcie kciuki, żeby kolejne też podeszły wzorowo do zadania.
Stałym elementem jest też pietruszka. Kiedyś pisałam przy którymś z przepisów, że polecam pietruszkę z ozdobnymi liśćmi – w dalszym ciągu tego się trzymam. Ma bardzo ładne liście, w smaku niczym nie ustępuje pietruszce zwyczajnej, a przy tym jeśli użyjecie jej w sałatce, czy dodacie do zupy, to po paru minutach nie zobaczycie zwiędniętej rośliny, ale śliczny liść. Pod pietruszkę nie trzeba aż tyle miejsca co pod krzaki, więc nawet. Jeśli nie dysponujecie ogrodem, ale balkonem lub parapetem, spróbujcie.
W tym roku pierwszy raz w moim ogrodzie zagościła mizuna, zwana potocznie japońską musztardą. Póki co jest jeszcze maleństwem, ale kiedy dorośnie, będzie wyglądem przypominała rukolę. Jak smakuje? Kiedy sprawdzę, to się przekonam. Ale jeśli macie jakieś doświadczenia z tą rośliną, dajcie znać.
Dziecięciem jest również rzodkiewka. Jak się okazało, wysiana zbyt gęsto. Ale nie ma złego bez dobrego. Jeśli zdarzy Wam się taka wpadka, można wyrwać co którąś roślinę i zjeść jak kiełki. To tak zwana przerywka. Tak małą rzodkiewkę wystarczy dobrze wypłukać i dać do sałatki lub na kanapkę.
Przez całą zimę na parapecie rosła mięta. Postanowiłam przenieść ją do ogrodu. Po bliższym spotkaniu z ziemią i prawdziwym słońcem doznała szoku i zmieniła barwę na bordową. Powoli odzyskuje kolory. Nie ma się jednak co martwić – nie wpłynęło to w żaden sposób na jej smak i aromat. Jeśli zatem macie już nadwyrężoną nieco roślinkę, można spróbować ją przesadzić. Pamiętając oczywiście o obfitym podlaniu, żeby nie wyschła i nie stała się badylem. Może jeszcze odbije.
Oregano (majeranek) – nie przepadam, ale pozostała część rodziny nie ma nic przeciwko. Poza tym wygląda dość ładnie, więc też znalazło miejsce w ogrodzie.
A jeśli ktoś lubi cząber, który zresztą można stosować w większości potraw, to również polecam. Świetnie się trzyma, u nas przebrnął przez mrozy i śniegi i prezentuje się dość apetycznie. kwiatek to oczywiście szafirek – ot, zapodział się ;)
W innym zakątku rosną sobie też dwa krzaczki melisy. Jakoś nigdy nie wpadłam na to, aby dodawać ją do jakichś dań. Ot – była sobie herbata z melisy i finał. W tym roku zamierzam to zmienić i spróbować wykorzystać ją w potrawach mięsnych.
I tak na sam koniec pigwowiec. Bardzo atrakcyjny krzew, z pięknymi pomarańczowymi kwiatami. Jak już przekwitnie, będzie wyglądał nadal pięknie, ponieważ pojawią się na nim żółte owoce wielkości śliwki. Są dość twarde, ale warto je zebrać na zimę. Można ich użyć np. do herbaty zamiast cytryny. Mają całkiem inny smak, ale jednocześnie zachowują kwaskowatość taką jak cytryna.
Miało być jeszcze o poziomkach, ale o tym innym razem. Najpierw musimy zrobić sobie wycieczkę z aparatem po ogrodzie. Dziś jakoś umknęło :)