Jeszcze raz ogród
Opublikowano: 04-06-2013, Kategoria: Rozważania, Komentarze: 0Tagi: borówka amerykańska, mizuna, patisony, poziomki, rokietta siewna, rukola, sałata, truskawki
Pogoda wyjątkowo w tym roku nie dopisuje. A tak się składa, że w moim domu kuchnia jest nierozerwalnie złączona z ogrodem. Niedawno pisałam o kilku fajnych roślinach, które nie tylko ładnie wyglądają, ale też są bardzo smaczne. Dzisiaj jeszcze kilka słów na ten temat.
Mizunę przedstawiałam Wam już przy przepisie na tę sałatkę. Jeszcze tylko fotka całej rośliny, żeby było wyraźniej widać, jak sympatycznie wygląda.
W końcu wyrosła mi też rokietta siewna, która powszechnie jest znana pod nazwą rukola.
Nie miałam na te dwie rośliny jakiegoś szczególnego miejsca, tylko kawałek wolnej przestrzeni pod klonem, gdzie musiała się jeszcze zmieścić rzodkiewka. Mimo to świetnie dały sobie radę. Zostały wysiane z miesiąc temu, a teraz są naprawdę bujne, chociaż miały pecha i trafiły na ulewy oraz grad.
Co roku mam też własną sałatę. Ta sałata to odmiana ozdobna. Uchowała się z zeszłego roku pod jednym iglakiem. Już machnęłam na nią ręką, bo ziemia tam średnia, że o kompletnym braku słońca nie wspomnę. A tu się zawzięła, urosła i nic tylko ją schrupać.
Jak widzicie, ma bardzo ciekawy kolor, więc spokojnie można ją posiać, a później wysadzić w dowolnym miejscu i potraktować jako roślinę ozdobną. Podobnie zresztą jak niektóre gatunki kapust. Przy deszczu ma tendencję do rozłożenia się na łopatki, ale dość szybko dochodzi z powrotem do formy.
Za to zwykła sałata jak na złość uparła się, że rosnąć nie będzie. Już trzy razy była siana, a to, co widać na zdjęciu, to jedyny efekt.
Łącznie udało się wysadzić może z 6 sztuk.
Każdego roku mam również własne patiosny. Najczęściej nie było z nimi problemu. Nasiona dobrej jakości kiełkowały jak szalone. Teraz za produkcję owych nasion zabrały się różne dziwne firmy, nad którymi nie ma chyba żadnego nadzoru i kontroli. W efekcie ceny są niskie, ale jakość jeszcze niższa. Do tego pogoda jak pod psem i mam 3 krzaczki, które ostatnio próbowały mi podgryźć myszy. Na szczęście kotka stanęła na wysokości zadania ;) Tak więc jest szansa, że chociaż parę patisonów ostatecznie uda się za jakiś czas zerwać.
Cieszy natomiast borówka amerykańska, o której już wcześniej wspominałam. Aktualnie mam dwa krzaczki. Jeden jest już naprawdę duży i jak widać, kwiatki już przemijają, a pojawia się zaczątek owoców. Drugi nieco mniejsze, ale też oblepiony kwiatami i owocami.
I na sam koniec dwa moje ulubione owoce – truskawka i poziomka. Kiedyś jadałam w zasadzie głównie truskawki. Mieliśmy cały zagon upchnięty w kącie ogrodu. Wydawało mi się, że to najsmaczniejsze, co może być. Ale po pierwsze trzeba było zadbać jednak o to, żeby chwasty tych truskawek nie zarosły i żeby zdążyć zjeść co czerwieńsze owoce przed ślimakami, których w ostatnich latach jest zatrzęsienie.
Aktualnie mam kilka krzaczków truskawek i bardzo się o nie nie martwię. Co urośnie, to ok.
Od jakiegoś czasu wolę jednak poziomki, a w związku z tym, że nie chcieliśmy mieć ogrodu typowo warzywno-owocowego, poziomki zostały posadzone w różnych częściach jak zwykły kwiatek. To pod sosną, pod świerkiem, to z kolei gdzieś między jałowcami lub niezapominajkami. Wygląda to bardzo naturalnie i kiedy zaczyna się na nie sezon, to w całym ogrodzie wystarczy się schylić i zerwać sobie z krzaczka owoce.
Ogród nie jest przesadnie wielki, ale można w nim upchnąć naprawdę sporo rzeczy. Nie przepadam za typowymi grządkami i nie mam takich. Wszystko jest posadzone (poza patisonami i sałatą, które muszą mieć trochę więcej przestrzeni) lub posiane tak, by stanowiło integralną część krajobrazu. I jeśli dysponujecie kawałkiem działki, polecam. Zwłaszcza borówkę i poziomki. W moim domu nie tylko zjada się je na bieżąco, ale mrozi również na zimę. Dzięki temu w każdym momencie wystarczy sięgnąć do zamrażarki i skorzystać z tego smacznego wspomnienia lata.
To jeszcze nie wszystkie rośliny, które są jadalne, a które u mnie rosną. Nie chcę Was jednak zanudzić, więc o pozostałych napiszę w innym czasie :)